Wiosna w pełni, sporo pracy w ogrodzie. Na blogu mały przestój, jeśli chcecie być bardziej na bieżąco to zapraszam na Facebook i Instagram. Choć tutaj z czasem też będą pojawiać się nowe posty jak uzbieram odpowiednią ilość materiału na coś konkretniejszego ;)
Zapraszam Was również do odwiedzania profili na YouTube i Facebook Liziqi. Jest ona dla mnie wspaniałą inspiracją co do sposobu życia jaki sobie wymarzyłam :) Mam nadzieję, że również i Wam się spodoba i zainspiruje.
Już pora na przycinanie winorośli, póki jeszcze soki nie krążą. Jeśli chodzi o przycinanie winorośli to bardzo polecam stronę i profil na facebooku "Zielone Pogotowie". Ta rodzinna firma ma również kanał na YouTube :) Pomimo moich chęci nie jestem samodzielnie odpowiednio jasno przekazać jak przycinać. Ja również tak jak pan Grzegorz zostawiam bardziej rozrośniętą winorośl, tak aby spełniała funkcję zarówno owocową jak i okrywową. Najważniejsze to zapamiętać, że to na pąkach zeszłorocznych pędów (przyrostów) wyrosną tegoroczne, na których pojawią się owoce.
Przed i po cięciu:
Poniżej winorośl przy domu, którą trzeba będzie bardziej odmłodzić. Częściowo już przycięta, teraz muszę zastanowić się, które grubsze gałęzie usunąć w celu odmłodzenia.
Dziś jest ciepły i słoneczny dzień, który spędzam na dworze porządkując rabaty i rozglądając się co jeszcze do ogarnięcia - głównie jest to przycinanie korekcyjne i suchych badyli, ściółkowanie, grabienie oraz pierwsze siewy. Wiosna w tym roku szybciej do nas zawitała. Kwitną już od jakiegoś czasu przebiśniegi, ciemierniki i krokusy.
Tunel od soboty ma już swój dach z płyt poliwęglanowych założony, które zimą zdejmujemy, aby woda mogła nasączyć ziemię - tym razem nie z roztopów śniegu, a po prostu deszczem. Śnieg padał tylko kilka razy i jeszcze tego samego dnia znikał, nawet gleba nie zamarzła.
Dziś wzbogaciłam glebę przekompostowanym obornikiem końskim i posiałam w tunelu pierwszą partię rzodkiewki i różnych odmian sałat. Cała powierzchnia grządek nie jest mi potrzebna do siewów w doniczkach, a zanim sadzonki pomidorów urosną tyle ile trzeba, to rzodkiewki i sałaty będą już zebrane i zjedzone :)
A jak u Was przygotowania do wiosny wyglądają? Dajcie znać w komentarzu lub odeślijcie do swoich blogów, stron - chętnie zajrzę i podejrzę ;)
U mnie w dalszej kolejności siane będą byliny w doniczkach w tunelu, jak ziemia jeszcze trochę ogrzeje się to do gruntu pójdą nasiona warzyw, kwiatów i ziół, których siewki znoszą lekkie przymrozki oraz w drugiej połowie marca do doniczek pomidorki i inne delikatniejsze na chłody roślinki, by po 15 maja trafić jako sadzonki do gruntu.
Żywica służy drzewom do zabezpieczania ran, jest ona naturalnym środkiem dezynfekującym i przeciwbakteryjnym. Barwa żywicy jest zależna od gatunku drzewa, z którego została pozyskana.
Mają one wszechstronne zastosowania w farmakologii, kosmetyce oraz wielu innych przemysłach. Tutaj chcę skupić się na zdrowotnym i magicznym działaniu żywicy sosnowej :)
Właściwości antyseptyczne, przeciwgrzybicze i antybakteryjne żywicy sosnowej są przydatne również człowiekowi, można z niej przyrządzać różnego rodzaju maści i balsamy, które są przede wszystkim zalecane na trudno gojące się rany, oparzenia i owrzodzenia. Natomiast na drobne skaleczenia można nałożyć odrobinę samej żywicy, uzyskując rodzaj opatrunku, który zasklepia ranę.
Przepis na prostą maść z żywicy sosnowej:
10-30 g żywicy
100 g oleju
20 g wosku pszczelego
Żywicę rozdrobnić. Wszystkie składniki wymieszać w kąpieli wodnej do uzyskania jednolitej masy, przelać do słoiczków, poczekać do zastygnięcia i gotowe :)
Jednak moim ulubionym sposobem wykorzystania różnego rodzaju żywic to ich spalanie dla uzyskania przyjemnego aromatu w pomieszczeniu. W wielu kulturach korzystanie z żywic jako kadzideł to wielowiekowe tradycje, ceny dobrej jakości żywic potrafią być bardzo wysokie, szczególnie jeśli chodzi o olibanum i mirrę.
Różne kształty i wielkości, zależnie od drzewa, rodzaju rany i jej wieku - każda grudka ma wyjątkowy zapach. Te młodsze i miększe można żuć dla odświeżenia i dezynfekcji jamy ustnej.
Żywica sosnowa oprócz właściwości dezynfekujących, poprzez unoszące się w powietrzu olejki sosnowe usprawnia i pobudza oddychanie, łagodzi infekcje dróg oddechowych, pomaga w oczyszczaniu oskrzeli. Wtedy najlepszym sposobem jest wyprażanie żywicy poprzez umieszczenie jej w kominku zapachowym (takim jak na olejki), prawie nie ma dymu, jedynie z wolna uwalniający się aromat. Jedyną wadą jest możliwość trwałego zabrudzenia kominka. Można też rozgrzać nad płomieniem świecy łyżkę z odrobiną żywicy. Żywice jako kadzidło są naprawdę wydajne, wystarczy ich niewielka ilość by poczuć zapach sosnowego lasu w całym domu ;)
Natomiast jeśli chodzi o właściwości magiczne to żywica sosnowa doskonale nadaje się do wypędzania negatywnych mocy i sił, działa ochronnie od czarów i uroków, pomaga również oczyszczać i harmonizować czakrę gardła. Energia sosen to przede wszystkim energia miłości i opieki, dodająca energii i odwagi do działania, wypełniająca lekkością dobrych myśli.
Żywice można też spalać na węgielku trybularzowym, uzyskujemy więcej dymu, aromat jest wtedy mocniejszy i bardziej wyrazisty.
Już prawie rok temu na pewnym magicznym spotkaniu przemówiła do mnie Natura, zapraszając ponownie do świata dymu i zapachu. Wzmianki o kadzidłach możemy znaleźć w najdalszej dostępnej nam historii, w bardzo wielu kręgach kulturowych na całym globie. Są to wszelkiego rodzaju naturalne części roślin takie jak żywice, liście, pędy, kwiaty, nasiona, owoce, kora, korzenie, drewno. Stosowano je w celach zarówno zdrowotnych jak i ceremonialnych. Nawet najnowsze badania wykazują na przykład iż dym z białej szałwii w ponad 90% zmniejsza liczbę unoszących się w powietrzu bakterii. W wielu dawnych i koczowniczych kulturach zamiast kąpieli stosowano odymianie, aby zachować zdrowie, szczególnie w mroźnym klimacie, gdzie warunki do częstych kąpieli bywały bardzo utrudnione i niewskazane.
Prawdziwe i tradycyjne kadzidła to moc darów natury, współpraca z Przyrodą, zarówno uznana przez współczesnych badaczy, jak i od dawien dawna znana wiedźmom i szamanom, kapłankom/kapłanom różnych wierzeń i religii.
Obecnie w Polsce jest już bardzo duży wybór naturalnych i tradycyjnych kadzideł, z potwierdzonych źródeł i zaufanych marek. Te kadzidła są nieco droższe od popularnych kadzidełek, u których trudno dopatrzeć się składu (czy nawet go zrozumieć), a u których są stosowane niestety substancje szkodzące zdrowiu takie jak sztuczne aromaty czy substancje poprawiające sztucznie strukturę i jakość spalania. Odpowiedni aromat i dym można całkowicie uzyskać dzięki naturalnym surowcom roślinnym. Na szczęście istnieje też wiele firm, które dbają o jakość swoich produktów :)
W Japońskich tradycjach istnieją nawet kadzidlane ceremonie, coś na wzór ceremonii herbacianych. Jedynie różnicą jest nie delektowaniem się smakiem napoju, a aromatem kadzidła.
Kadzidła można też samemu z łatwością zrobić w domowych warunkach dobierając ich skład wedle własnych potrzeb duchowych, magicznych czy po prostu upodobań zapachowych.
Moje pierwsze ozdobniejsze kadzidła w pęczkach, tuż przed suszeniem.
Kto rozpoznaje użyte do kadzideł zioła?
Różne rodzaje kadzideł - między innymi z bylicy, wiesiołka, melisy, pięciornika, liści kasztanowca, orzecha włoskiego.
Kadzidło z bylicy piołun z bliska ;)
Ze sproszkowanych ziół zostały ulepione wygodne w użyciu stożki.
Zbierana w pobliskim lesie żywica sosnowa :)
Mój ulubiony sposób wydobywania aromatów z żywic - kominek zapachowy taki jak na olejki.
Żywokost to bardzo cenna
roślina, warto mieć ją w swojej apteczce. Teraz jest najlepszy czas na
zbieranie i przetwarzanie korzenia. Pod wpływem niskich temperatur żywokost
wytwarza najwięcej dobroczynnych substancji, dodatkowo skupiają się one tylko w
korzeniu, kiedy nie ma liści i kwiatów. Żywokost stosowany zewnętrznie
przynosi ulgę we wszelkiego rodzaju stłuczeniach, zwichnięciach, siniakach,
obtarciach, obrzękach, żylakach, odmrożeniach, naciągnięciach mięśni, bólach
pochodzenia nerwowego. Miazgę z korzenia żywokostu stosowano w dawniejszych
czasach również przy leczeniu złamań kości.
Tak wygląda świeżo wykopany korzeń
żywokostu. Jak widać roślina zaczęła już wypuszczać liście, bez problemu można
było rozpoznać miejsce kopania :)
Najlepszym surowcem do
przetwarzania jest świeży korzeń, choć można też użyć suszonego. Często
zalecane jest robienie octu, nalewki i glicerydu. Są też przepisy na bazie
oleju, jednak niewiele cennych substancji przechodzi do tłuszczy. Jednak na
bazie tłuszczy jest wiele przepisów pochodzących z medycyny ludowej, nowe
badania cały czas powstają, nie wszystko jest jeszcze znane nauce. Można też w razie potrzeby
używać w ciągu całego roku świeżych liści i korzenia, robiąc z nich okłady w
razie potrzeby. Wystarczy liście lub korzeń rozdrobnić i zrobić coś w rodzaju
papki, którą nakładamy na chore lub zranione miejsce.
Olej żywokostowy: 1 szklanka świeżych lub suchych
rozdrobnionych korzeni 300 ml oleju
Drobno zmielony korzeń zwilż
alkoholem (Nie polecam blenderów i innych urządzeń gdzie mogą pojawić się
problemy z domyciem, korzeń jest bardzo śluzowaty i lepiący. Przy okazji - śluz
działa na dłonie niczym leczniczy kompres. Po kontakcie z nim skóra staje się
gładka i miękka.). Odczekaj kilkanaście- kilkadziesiąt minut do naciągnięcia, a
następnie zalej gorącym olejem o temperaturze 60 stopni - jak nie macie jak sprawdzić
lepiej niech będzie bardziej gorący niż za chłodny. Zakręć szczelnie i odstaw
na 14 dni w ciemne miejsce. Raz dziennie potrząsaj słoikiem. Po 14 dniach można
odcedzić.
Jest też szybka metoda
przygotowania oleju, trwa ona 3 dni. Umieszcza się przygotowany powyżej olej w
kąpieli wodnej codziennie na godzinę czasu przez 3 dni. Pomiędzy kolejnymi
podgrzewaniami przechowywać w ciemnym miejscu, a na koniec przefiltrować.
Moim ulubionym olejem do różnych maceratów jest olej z pestek winogron - stosowany
sam bardzo ładnie po kilku minutach wchłania się na skórze, nie pozostawiając
uczucia tłustego filmu. Jednak można używać dowolnego oleju, pamiętając, że
rafinowane mają dłuższą datę przydatności, ale to już kwestia co komu odpowiada
;)
Gliceryd: 1/2 szklanki korzenia zalewamy
300 g gliceryny, czekamy 3-4 tygodnie, odcedzamy i gotowe. W tracie od czasu do
czasu mieszamy i trzymamy w ciemnym miejscu tak jak i przy oleju.
Zarówno olej jak i gliceryd są
gotowymi produktami do stosowania, ale można też pokusić się o zrobienie maści,
wygodnej w użyciu ;) Każdy może stosować taką formę jaką lubi.
Maść: 1 łyżka oleju żywokostowego 1 łyżka wyciągu glicerynowego 60 g podłoże maściowe - może być
wosk pszczeli, lanolina, maść z witaminą A, tranowa lub gotowe maści Linomag,
Alantan
Sposób przyrządzenia maści
żywokostowej: do moździerza umieszczonego na gorącej maszynce elektrycznej
włożyć podłoże maściowe i gdy ulegnie ono rozpuszczeniu - wlać do moździerza
olej żywokostowy wymieszany z proszkiem żywokostowym i wymieszać. Następnie
wlać glicerynowy wyciąg żywokostowy i ucierać składniki aż utworzą jednolitą
masę, stale podgrzewając. Maść przechowywać w zimnym miejscu i szczelnie
zamkniętą. Chore miejsca pokrywać nią 3 razy dz. Jeżeli chcemy maść żywokostową
używać do natłuszczania warg i skóry (jako naturalny kosmetyk) to nie dodajemy
proszku żywokostowego podczas jej produkcji. Zamiast moździerza i maszynki
elektrycznej można połączyć i wymieszać składniki w kąpieli wodnej ;)